„Nieproszony gość, czyli jak nowotwór zagościł w ciele 12-latki na dłużej.”

      Mając 12 lat myślisz jak dziecko i rozumujesz jak ono. Zastanawiasz się czy nie będzie kartkówki w szkole, a może Pani wyjdzie ze wspaniałą inicjatywą odpytania Cię przy tablicy? Odrabiasz szybko lekcje by móc wyrwać się z domu choć na chwilę i spotkać się z koleżankami z podwórka. Jeździsz na wycieczki szkolne, przynosisz piękne oceny, żeby mama była z Ciebie dumna. W domu starasz się pomagać jak tylko potrafisz. Sprzątasz mieszkanie na błysk, opiekujesz się młodszą siostrą. Zawsze grzecznie idziesz na msze w niedziele do kościoła. Jesteś nawet ministrantką i sprawia Ci to radość. Jesteś dzieckiem pełnym witalności i energii. Zawsze chętnie bierzesz udział w zajęciach sportowych. Masz już wtedy nawet swoją szkolną miłość, w której się podkochujesz. Żyjesz pełnią życia, cieszysz się bo to jest twój czas na dzieciństwo. Nie myślisz o tym jak życie jest cenne i jak powinno się go szanować. W głowie 12-latki nie pojawiały się wtedy takie pytania. Żyło się z dnia na dzień. Jednak wszystko jest do pewnego czasu... 

      W styczniu w 2008 roku moje życie zmieniło się o 180 stopni. Wtedy jeszcze nie byłam świadoma tego co wydarzy się dalej. Tego zimowego wieczoru wypełniałam obowiązki ministrantki, mianowicie był to czas Kolędy. Podwórko słabo oświetlone, ziemia skuta lodem a pod nim kamień, którego nie zauważyłam gdy poślizgnęłam się na nim i z hukiem upadłam na ziemię. Niby nic strasznego się nie stało ale gdy wstałam z ziemi i zrobiłam pierwszy krok poczułam, że będzie ciężko wytrwać do końca Kolędy z bolącą nogą. Na szczęście nieoceniona pomoc kolegów pozwoliła mi na dokończenie wypełnianej posługi. Gdy wróciłam do domu na ratunek od razu rzuciła mi się babcia. Jej metody okładania miejsca uderzenia kapustą średnio działało ale postanowiłam, że dam kapuście czas. Jednak dni mijały a ból się nasilał. Ciężko było mi funkcjonować w szkole a tym bardziej poza nią. Samo poruszanie po schodach było bolesne, nie wspomnę już o wsiadaniu do wspaniałego pomarańczowego autobusu szkolnego, w którym trzeba było postawić porządny krok aby się do niego wgramolić. Zawsze byłam sumienna i ambitna więc nie ćwiczenie na wf nie wchodziło w grę. Pomimo zaciskania szczęki dzielnie ćwiczyłam by wypełniać należyte obowiązki uczennicy. Widząc, że mój stan zdrowia wcale się nie poprawia, mama postanowiła pojechać ze mną do szpitala. Nie chętnie przystałam na tą propozycję ale wiedziałam, że sama sobie nie pomogę. Nigdy tak poważnie nie chorowałam, żeby odwiedzać takie miejsca jak szpital więc to było w pewnym stopniu dla mnie interesujące przeżycie bo byłam ciekawa jak to wszystko wygląda od kuchni. Znalazłam się w końcu w gabinecie Pana doktora. Zlecił prześwietlenie nogi więc wózkiem zajechałam do pracowni rentgenowskiej. Przejażdżka takim pojazdem też była dla mnie czymś nowym. Po skończonym badaniu z fotografią w ręku wróciłam do gabinetu. Doktor zerknął na zdjęcie i stwierdził, że wszystko jest w porządku więc wypisał mi receptę na cudownie działającą maść, która miała mnie wyleczyć. Wróciłam do domu i przez kolejne dni dzielnie smarowałam miejsce bólu. Jednak było coraz gorzej, nie widziałam żadnej poprawy. Ból nasilał się z każdym dniem. Do kolejnego lekarza pojechałam z wujkiem, ponieważ mama była w pracy i poprosiła go o taką przysługę. Mój stan nie był za ciekawy bo już wtedy wujek niósł mnie na rękach z racji tego, że ból był zbyt silny, żebym mogła pozwolić sobie na samodzielne poruszanie się. Niestety ale lekarz nie odkrył nic nowego. Zalecił mi abym nadal kontynuowała leczenie poprzez smarowanie miejsca uderzenia. W końcu moja mama zdecydowała, że wybierzemy się do bardziej cywilizowanego miasta gdzie znajdują się lekarze, którzy posiadają większą wiedzę i będą w stanie mi pomóc. Takim o to sposobem znalazłam się we Wrocławiu. Tym razem zostałam na oddziale. Podano mi środki przeciwbólowe i zadecydowano, że będę leczona pod kątem krwiaka bo to właśnie wcześniej mi zdiagnozował pierwszy lekarz. Przez dwa tygodnie podawano mi kroplówki i tabletki. Jednak to nic nie pomagało. Lekarz zdecydował, że będzie konieczna operacja wyczyszczenia rzekomego krwiaka. Na bloku operacyjnym okazało się, że jednak to co było wewnątrz mojej nogi zaskoczyło lekarzy. Oczywiście przez cały pobyt w szpitalu nie poinformowano mnie a tym bardziej moją mamę o tym, że znaleziono coś niepokojącego wewnątrz organizmu. Jedyne słowa jakie moja mama usłyszała od lekarza wychodzącego z bloku operacyjnego tuż po moim zabiegu było „Proszę być dobrej myśli”. Gdy do rąk mojej mamy powędrował wypis, zorientowała się, że został pobrany wycinek do badań. Poprosiła więc lekarza o wyjaśnienie. Była pełna obaw i łez w oczach. Lekarz po prostu zaczął do niej krzyczeć, żeby nie panikowała i wzięła się w garść. Moja mama wiedziała czym śmierdzi ta sprawa bo też borykała się z rakiem piersi, który na szczęście nie był złośliwy więc chemioterapia ją ominęła. W tym momencie zostałam wypisana do domu i miałam czekać dwa tygodnie na wyniki badania histopatologicznego. Niestety czas oczekiwania był usłany cierpieniem . Nowotwór zaczął rosnąć i moje udo stawało się coraz większe. Noce przepłakane, środki przeciwbólowe nie działały. Tylko w dzień nic mnie nie bolało więc mogłam pozwolić sobie na kilka godzin drzemki. Nie czerpałam z życia radości, bo było ono wypełnione w tym momencie tylko bólem i płaczem. W końcu po otrzymaniu wyniku badania histopatologicznego natychmiast udałam się do Szpitala Hematologii i Onkologii Dziecięcej z nadzieją na znalezienie przyczyny bólu ale przede wszystkim jego uśmierzenia. Jednak zanim do tego doszło musiałam jeszcze wiele przecierpieć. W tym szpitalu zaczęła się moja walka o życie. Jak to wyglądało? Czy po otrzymaniu wyniku badania histopatologicznego wszystko było klarowne? Co tak naprawdę działo się ze mną jako dzieckiem, które nieświadome niczego miało zmierzyć się z takim „potworem” jakim jest nowotwór? O tym już niebawem w następnym wpisie. 

Tak wyglądałam kiedy jeszcze nie byłam świadoma tego co mnie czeka.

Komentarze

  1. Heej, fajnie się Ciebie czyta! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć ;) Dziękuję i zapraszam na kolejny wpis, który będzie już w piątek ;*

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty