" O mojej nowej roli w Przylądku Nadziei."
O wolontariacie w Przylądku
Nadziei pisałam. Przedstawiłam Wam strukturę działania takiego
miejsca. Wiedzieliście co robię i czym się zajmuję. Jednak od
tamtego czasu trochę się zmieniło. Od stycznia działam w szpitalu
ale w innym charakterze. Zostałam zatrudniona na staż. Teraz mam
okazję działać jako Pani pedagog więc jestem uprawniona do tego
aby poznać kulisy działania Kliniki Mentalnej, która wspiera
dzieci i ich rodziny w walce z nowotworami.
Pierwszego
dnia byłam pełna optymizmu i nadziei, że będzie super. Znałam to
miejsce więc myślałam, że nic mnie nie zaskoczy. Szybko zdałam
sobie sprawę z tego, że tak nie jest. Podczas porannych raportów
dowiadywałam się, że nie każde dziecko ma dobre rokowania. Oprócz
choroby nowotworowej rodziny muszą radzić sobie z innymi
problemami. Człowiek wtedy sobie uświadamia jak ważna jest rola
wolontariusza w takim miejscu. To oni mają za zadanie wniesienia
normalności do szpitalnych pokoi. Oderwania dziecka od ciężkiej
choroby, z którą
musi radzić sobie na co dzień. Wywołania uśmiechu na twarzy
dziecka a tym samym rodzica. Tutaj praca pedagoga nie wiele się
różni
od pracy jaką wykonują wolontariusze. Jednak dzięki nim udaję się
dotrzeć do większej liczy dzieci. Jednocześnie otaczając tych
pacjentów, którzy najbardziej tego potrzebują. Dlatego
tak ważne i potrzebne są osoby, które
potrafią w ten sposób
działać i mają potrzebę podzielenia się swoją dobrocią z
dziećmi.
Pierwszy
tydzień nie należał do łatwych. Wracałam do domu a przed oczami
miałam obrazki dzieci, z którymi
dziś spędzałam czas. Ciężko było mi oddzielić moje normalne i
poukładane życie od tego co dzieję się w Przylądku. Wcześniej
nie bywałam całe dnie w szpitalu a raz w tygodniu. Nie posiadałam
szczegółowej
wiedzy odnośnie przebiegu leczenia dzieci i ich rokowań. Moja rola
była okrojona do minimum. Pracując w roli pedagoga udaje się
dotrzeć do większej ilości dzieci. Zauważa się ich potrzeby.
Pewnie zadajecie sobie pytania typu: Czy ona wraca pamięcią do
swojego leczenia? Jak ona radzi sobie z tymi wszystkimi emocjami,
które
jej towarzyszą będąc w takim miejscu? Uwierzcie mi, że nie jest
tak źle jak myślałam. Bardziej skupiam się na tym co dzieję się
teraz niż na tym co ja w danym momencie przechodziłam. Czasami
takie obrazki się pojawiają. Jednak są one związane z tym, że na
szpitalnym korytarzu spotykam lekarzy czy pielęgniarki, którzy
byli obecni podczas mojego leczenia. Może pojawi się coś jeszcze
co wywołuje w mojej głowie retrospekcje dotyczące choroby póki
co jak widzicie nie ma tego zbyt wiele.
Mój
kontakt z dziećmi ma różne barwy. Spędzam z nimi czas na
rozmowie, zabawach, grach a nawet wspólnym
milczeniu. To zależy od wieku dziecka i jego obecnego samopoczucia.
Nie można sobie też zaplanować wszystkiego, ponieważ jest to
uwarunkowane leczeniem dziecka i jego samopoczuciem. Kiedy jednego
dnia spędzamy miło czas na grach i zabawach nie oznacza to, że
jutro dziecko zareaguje na mnie w równie
entuzjastyczny sposób.
Może pojawić się sytuacja, w której
dziecko nawet nie będzie chciało z Tobą gadać a to wszystko
dzięki lekom, które
oddziałową na humor i samopoczucie pacjenta. W takich sytuacjach
nie ma co się poddawać tylko przyjść na drugi dzień i zobaczyć
czy tym razem dziecko ma ochotę na rozmowę i zabawę. Jeśli chodzi
o rozmowy z dziećmi to z tym jest różnie.
Niektóre
z nich chcą rozmawiać na trudne tematy typu wypadające bądź
odrastające włosy a niekiedy są też takie sytuację, w których
to dzieci uciekają od rozmów
związanych z leczeniem. Głównie
mam na myśli nastolatków
dla których
temat choroby nowotworowej jest szczególnie
trudny. Bo kto chciałby w tym wieku siedzieć w szpitalu kiedy to
rówieśnicy
spędzają wspólnie
czas w kinie a ich największym zmartwieniem jest to czy znowu
dostaną jedynkę ze sprawdzianu. Nastolatkowie to grupa osób,
która
ma większą świadomość tego co się z nimi dzieję i jednocześnie
trudniej jest im zaakceptować sytuację , w której
musieli się znaleźć. Ja w rozmowie z dziećmi czy nastolatkami nie
narzucam im swojej osoby. Nie przychodzę do nich na oddział i nie
mówię
czegoś w stylu Słuchaj
ja też chorowałam...ale już wyzdrowiałam. Będzie dobrze. To
tak nie działa i nie można niczego obiecywać jeśli się czegoś
nie wie. Tego też warto jest się trzymać w codziennym życiu. Nie
dajemy obietnic bez pokrycia. Zastanówcie
się i stańcie po stronie osoby, która
dowiaduję się, że to co mówiłeś
było nieprawdą. Pewnie kiedyś mieliście taką lub podobną
sytuację. Nie było to miłe, prawda? Ja staram się wyczuć temat.
Jeśli widzę, że dziecko chce się zapytać gdzie zgubiłam nogę
lub ma potrzebę porozmawiania na temat swojej choroby to wtedy tak
prowadzę rozmowę, że dziecko czuję się zrozumiałe i dziwi się
skąd ja to wszystko wiem. Od słowa do słowa okazuję się, że
mamy podobny bagaż doświadczeń i wtedy nasz kontakt nabiera
głębszego znaczenia.
Dopiero
zaczynam mój
drugi miesiąc stażu i jak się okazuję dużo jeszcze ciekawych
wiadomości przede mną. Cieszę się, że trafiłam do takiego
miejsca i mam okazję współpracować
z doświadczonymi ludźmi, którzy
posiadają dużą wiedzę w temacie, który
mnie interesuję. Nie jest to tylko staż ale okazja do zgłębienia
wiedzy, poznania tej choroby z zupełnie innej strony, nawiązania
głębszych relacji z dzieciakami ale też praca nad sobą. Jedno
miejsce a tyle korzyści. Jest to bezcenny moment. Cieszę się, że
mogę brać w tym udział. Będę Was informowała jak sobie radzę.
Jeśli
chodzi o moje działania to dziś miałam okazję wzięcia udziału w
nagraniach do programu Pełnosprawni, w którym
to opowiadałam o sobie i nie tylko. Śledźcie mnie na facebooku.
Tam Was poinformuję o emisji programu w TVP1. W styczniu miałam
również
przyjemność wzięcia udziału w 3 wywiadach do gazet. O tym również
Was poinformuję jak już artykuły się pojawią. Już niedługo
dużo się zmieni w moim życiu. Jednak na razie zachowam to dla
siebie a w odpowiednim momencie podzielę się tym z Wami. Miłej
niedzieli. Odpoczywajcie i ładujcie "akumlulatory" na
poniedziałek.
Komentarze
Prześlij komentarz