"Podsumowanie pracy w Przylądku Nadziei oraz o tym co nowego u mnie."

Pewnie jesteście ciekawi jak to było w tym Przylądku. Staż już dawno za mną. Dużo się zmieniło. Wpis, który czytacie pisze już z Warszawy. Jednak wszystko po kolei...

Przez 3 lata byłam wolontariuszką w Przylądku Nadziei. W miedzy czasie troch się zmieniło. Zostałam pedagogiem, co nie było przypadkowym wyborem. Od tego momentu, w którym pokonałam nowotwór i wróciłam do normalności zdałam sobie sprawę z tego, że nie mogę żyć zwyczajnie i nie chce. Miałam za sobą zbyt duże doświadczenie, żeby zostawić je tylko dla siebie. Postanowiłam, że energie, którą w sobie mam muszę podzielić się z tymi, którzy tego potrzebują. Wybrałam pedagogikę. Zaraz po skończeniu studiów zaczęłam szukać pracy. Nie było to dla mnie łatwe. Moje wysokie ambicje nie pozwalały mi na to, żeby pracować w roli ochroniarza, kasjerki czy przedszkolanki. Chciałam robić coś szczególnego, dla ludzi i poczuciem spełnienia. Był to dla mnie trudny czas. Nie odzywałam się tutaj długo. Musiałam poradzić sobie z tym problemem. Chwilami myślałam, że te studia były po nic...Stałam w miejscu a jedyny rozwój jaki następował to ten związany ze sportem. Czułam się beznadziejnie. Uwierzcie mi, że dawno nie czułam takiej niemocy. Trafiłam na fundacje, która postarała się o staż dla mnie w Przylądku Nadziei. Cieszyłam się jak dziecko. Znałam to miejsce, niektórych ludzi i wiedziałam, że w końcu będę mogła rozwijać się w kierunku mojej specjalizacji. Początki nie były łatwe. Rola pedagoga w tym miejscu jest bardzo potrzebna ale też trudna. Jednak bez wolontariuszy nie da się dotrzeć do wszystkich dzieci. Wtedy zdałam sobie sprawę z tego jaką dużą robotę wykonują ludzie, którzy myślą, że przychodzą tylko pobawić się z dziećmi. To oni uzupełniają personel, który ma za zadanie wspierać małych pacjentów. W Przylądku byłam od poniedziałku do piątku. Pierwszy tydzień opierał się na myśleniu o dzieciach, u których byłam. Nie potrafiłam sobie tego rozgraniczyć i zastanawiałam się co mogę dla nich zrobić, żeby to oni czuli się dobrze. Wracałam zmęczona i jedynie o czym myślałam to sen. Idealna regeneracja na ten czas. Jak się okazało poranne raporty o stanie zdrowia dzieci sprawiały, że moja energia spadała a myśli o pacjentach nie dawały mi spokoju. Pracowałam z mądrymi ludźmi. Dziewczyny, które tam działają i wspierają mentalnie dzieci i rodziców są niezastąpione. To one wpadły na pomysł, żeby ograniczyć mi trochę tych przykrych informacji. Zaczęłam przychodzić godzinę później do Przylądka aby mogły te raporty mnie ominąć. Po czasie mogę stwierdzić, że zastosowanie takich działań na początku pomaga ale potem człowiek wchodzi w to środowisko i potrafi sobie z tym radzić. Później otwarcie dziewczyny mówiły mi o tym co się dzieje, sama też tego chciałam. Stopniowo dojrzewałam do tych informacji i starałam sobie je jakoś tłumaczyć. Pomogło. Bardziej skupiłam się na dzieciakach, na czasie jaki mogłam im poświecić. Cieszyłam się z każdego swojego drobnego sukcesu w postaci uśmiechu na twarzy dziecka. Poznałam dużo mądrych, dzielnych i odważnych pacjentów Przylądka. Miałam okazje bardziej zżyć się z tym miejscem. Dlatego opuszczenie szpitala na koniec stażu było dla mnie bardzo trudne i myślę, że dla dzieci też. Przywiązaliśmy się. Miałam okazje poznać też siebie. Jak radze sobie w takim miejscu i co tak naprawdę potrafię. Miło się zaskoczyłam. Odnalazłam się w Przylądku, miałam bardzo dobry kontakt z dziećmi, rodzicami i pracownikami tego miejsca. Wszyscy, z  którymi miałam do czynienia pięknie mnie pożegnali. Dostałam prezenty, kartki z życzeniami, wspólne zdjęcia. Nie spodziewałam się takich upominków. Było to bardzo miło, nie kryłam wzruszenia. Te rzeczy zdobią teraz moje mieszkanie, są ze mną. Przypominają mi o tym czego się nauczyłam, doświadczyłam. Tęsknię za Wami ale wiem, że na pewno jeszcze się spotkamy. Życie już nie raz mnie zaskakiwało i nie mówi tu tylko w kontekście trudnych doświadczeń ale przede wszystkich tych dobrych. Dziękuję wszystkim za otwartość, rozmowy, uśmiech, dobre słowo i zaufanie jakim mnie obdarzyliście. To najpiękniejszy prezent jaki wynoszę z tego miejsca. Teraz siedzę na kanapie w warszawskim mieszkaniu i wspominam ten czas z uśmiechem na twarzy.


Pomimo tylu różnych emocji jakie mi towarzyszą w ostatnim czasie udało mi się pojechać na zawody w podnoszeniu ciężarów. Mówię o Lidze Mistrzów w Łodzi. Zajęłam 3 miejsce w dwóch kategoriach (open kobiet do 65 kg i open kobiet juniorów do 23 r.ż.). Byłam przygotowana na więcej ale nie poszło...wiem nawet dlaczego. Pomimo tego cieszę bo kilka miesięcy temu na tych samych zawodach zajęłam 6 miejsce a teraz ewidentnie wynik się poprawił. Najważniejsze, że zrobiłam postęp, o który mi chodziło. Mam nowego trenera, który będzie mnie prowadził. Świetny człowiek! Zaangażowany, doświadczony z dużą dawką wiedzy, która na pewno pomoże mi w osiąganiu lepszych wyników w tym sporcie. Dobrze, że ciężary ze mną zostały wraz z przeprowadzką bo inaczej bym oszalała. Nie mniej jednak daje rade. Przygotowuje się na Mistrzostwa Polski do Kielc, które już za dwa tygodnie. Jestem dumna z siebie bo udało mi się zrzucić 3 kg w tak krótkim czasie. Wszystko dzięki wskazówkom jakie dostałam od Szymona. To przełożyło się również na moje ostanie osiągniecie na zawodach. Nie stoję w miejscu, idę po więcej. Mam nadzieje, że ten czas będzie dla mnie łaskawy i w końcu zacznę rozwijać się w tym co lubię. Nareszcie odnalazłam siebie i potrafię akceptować swoją niepełnosprawność. Co przekłada się na moje małe i duże sukcesy. Do usłyszenia.

Zachęcam Was do śledzenia mnie na instagramie i facebooku. Tam więcej informacji o tym co robię na co dzień.

Instagram: https://www.instagram.com/ewa.harapin/?hl=pl
Facebook: Ewa Harapin- fanpage













Komentarze

Popularne posty