„ Reakcja organizmu na chemioterapię i kolejny raz otarcie się o śmierć.”
Na wstępie zaznaczę, że
brałam dość silną chemię, ponieważ miałam złośliwy nowotwór
kości. Oprócz tego zastosowano u mnie nietrafioną
chemioterapię i musiałam nadrobić stracony czas. Zapewne takie
leczenie kojarzy wam się przede wszystkim z utratą włosów
oraz wymiotami. Rzecz jasna to nastąpiło również u mnie. W
końcu nadszedł ten czas kiedy i mi wypadły wszystkie włosy.
Każdego dnia miałam ich na głowie coraz mniej. Wypadały również
brwi, rzęsy. Całe moje ciało było pozbawione owłosienia. Często
przy chemioterapii towarzyszyły wymioty. Tak było również u
mnie. Nawet wypita herbata była natychmiast zwracana. Mama często
prosiła mnie o to abym ugryzła chociaż kawałek chleba. Czasami
była to "walka z wiatrakami". Musiałam coś jeść ale mój
organizm po prostu się buntował. Zdarzyło się, że w sam środek
zimy zachciało mi się zjeść kawałek arbuza. Mama wybierała się
na poszukiwania do różnych sklepów w celu zakupu. Gdy
udało jej się zdobyć wymarzone przeze mnie jedzenie nagle
okazywało się, że przeszła mi na niego ochota. Wyobraźcie sobie
minę mojej mamy gdy po tak owocnych poszukiwaniach słyszała takie
słowa z moich ust. Cóż mogłam poradzić, nie miałam na to
wpływu. Mój organizm zachowywał się tak jakbym była
kobietą w ciąży posiadającą wachlarz różnych
zachcianek. Ale mama potrafiła zrobić wszystko co mogła abym
cokolwiek zjadła. Ciężko było włożyć cośkolwiek do ust skoro
za chwilę miałaś oddać to z powrotem. To wiązało się z tym, że
bardzo szybko straciłam na wadze. Ważyłam zaledwie 24 kg. Pamiętam
sytuację gdzie odwiedzała mnie rodzina, znajomi. Zawsze przynosili
coś ze sobą, z reguły były to słodycze. Nigdy ich nie jadłam, ponieważ odrzucało mnie na samą myśl. Miałam dziwny wstręt do
nich. Szkoda, że tak mi nie zostało. Tak więc zawsze odkładałam
je do szafki, która stała tuż przy łóżku. Czasami
po prostu wyciągałam je z reklamówki, oglądałam i chowałam
z powrotem do szafki. Miałam taki dziwny nawyk, że skoro mnie
odrzuca i nie mogę tego zjeść to chociaż sobie pooglądam.
Oczywiście nikt tych słodyczy nie mógł zjeść, chyba że
sama postanowiłam kogoś czymś poczęstować. Do tej pory nie wiem
skąd to się we mnie wzięło. Często podczas chemii miałam
popalone śluzówki. Moje usta wyglądały jak jeden wielki
strup. W jamie ustnej wszystko mnie bolało. Nie mówię już
nawet o zwykłym załatwianiu swoich potrzeb. Często proste
wypróżnienie się wiązało się z okropnym bólem i
płaczem. Dlatego gdy pojawiały się tak drastyczne momenty gdzie
już naprawdę nic nie mogłam zjeść, podawano mi kroplówki
wzmacniające z różnymi potrzebnymi witaminami, które
zasilały mój organizm. Nienaturalne, ale było to jedyne
rozwiązanie aby w jakiś sposób przetransportować cenne
składniki do mojego organizmu. Często po chemioterapii organizm był
wykończony więc trzeba było przetaczać krew, płytki krwi bądź
osocze w zależności od tego czego potrzebował. Po chemii organizm
był więc wzmacniany, odbudowywany i przygotowywany na następną
dawkę chemioterapii. Nie było łatwo mi funkcjonować tak przez
rok. W przeciągu tego czasu pojawiło się kilka poważnych
komplikacji.
Jedną z nich był za duży
gips. Jak dowiedzieliście się z drugiego mojego wpisu, pewnej nocy
nastąpiło samoistne złamanie nogi. Przyjechał więc lekarz i
zagipsował mnie w takim stanie w jakim pozostawił mnie ból z
poprzedniej nocy. Mianowicie noga odchylona w nienaturalny sposób
na bok i w ten sposób mnie zagipsowano. W tym opatrunku
leżałam przykuta do łóżka przez 7 miesięcy. Gips sięgał
do połowy brzucha więc nawet nie mogłam usiąść, nie mówiąc
już o wstaniu z łóżka. Gdy tyle straciłam na wadze gips
zrobił się luźny. W międzyczasie jeździłam karetką na szereg
różnych badań czy nawet do domu, po to aby móc trochę
w nim pomieszkać i żyć w miarę normalnie pomimo tak ciężkiej
choroby i niedogodności z nią związanych. Tak więc gdy pewnego
dnia zgłosiłam lekarzowi, że noga, którą mam w opatrunku
gipsowym zaczyna mnie boleć to zignorował moją uwagę. Sądząc,
że nie powinno mi to przysparzać żadnego bólu z takiej
racji, że środek opatrunku gipsowego jest wyścielony watą, która
raczej żadnej krzywdy nie robi. Zgłaszałam tak już kilka razy i
alarmowałam, że coś jest nie tak. Czułam się coraz gorzej. Gdy pewnego dnia miałam jechać
do Warszawy na operację zawieziono mnie na chirurgie w celu wymiany
gipsu. Nie sądziłam, że zmiana opatrunku będzie tak bolesna. Gdy
znalazłam się w sali w celu wymiany gipsu lekarze zaczęli mi tą
złamaną nogę prostować. Gdy skarżyłam się i mówiłam
przez łzy w oczach, że to mnie boli, żeby przestali. Jedynie co
zrobili to podali mi środki uspokajające. W pewnym momencie
zaczęłam krzyczeć, wołając moją mamę ale nic to nie dało,
ponieważ nie chcieli jej wpuścić do środka. Czułam jak moja noga
nienaturalnie się wygina. Na szczęście lekarzom nie udało się
wyprostować tej nogi więc założyli mi tylko opatrunek gipsowy.
Byłam wykończona. Chciałam jak najszybciej uciec z tego szpitala.
Nadszedł dzień kiedy miałam jechać do Warszawy. Pomimo zmiany
opatrunku nadal bolała mnie noga. Podróż karetką była
okropna. Każdy gwałtowny ruch, wjechanie w jakąś większą dziurę
kołem karetki wiązało się z bólem. Gdy znalazłam się w
Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie zabrano mnie do sali
zabiegowej w celu oględzin nogi. Gdy lekarz zobaczył w jakim
stanie znajduje się moja noga był przerażony. Powiedział, że
operacja usunięcia guza nie odbędzie się ale muszą zrobić zabieg
w celu opracowania mojej nogi bo była w fatalnym stanie. Jak później
się okazało miałam odleżyny, które powodowały taki ból.
Na wysokości ścięgna piętowego miałam dziurę, która
sięgała do kości. Natomiast na udzie po zewnętrznej stronie
posiadałam taką odleżynę, która musiała zostać zszyta
operacyjnie. Podczas wykonanego zabiegu opracowano mi nie tylko
odleżyny ale również pod wpływem narkozy wyprostowano mi
nogę oraz założono plastikowy gips, który był o wiele
lżejszy od standardowego opatrunku gipsowego. Następnego dnia
przyszła rehabilitantka i postawiła mnie do pionu razem z tym
gipsem. Po kilku miesiącach zobaczyłam podłogę zupełnie z innej
perspektywy. To było niesamowite uczucie móc prosto stanąć
jak człowiek. Jak później się dowiedziałam w takim gipsie
ludzie chodzą o kulach. To było coś dla mnie niesłychanego.
Jednak tą możliwość mogłam poznać tylko w Warszawie. Tak więc
operacja została przeniesiona na inny termin a ja dostałam
antybiotyk w celu leczenia moich odleżyn.
Jednak gdy wróciłam do
Wrocławia musiałam dostać kolejną dawkę chemii. Mój
organizm uległ osłabieniu a wyniki się pogorszyły. Czułam się
coraz gorzej. Okazało się, że miałam sepsę. W tym czasie w
szpitalu leczyła się na białaczkę Agata Mróz. Wszyscy
dobrze ją pamiętają. Ona też mniej więcej w tym samym czasie
była w bardzo złym stanie. Niestety jej mąż nie zdążył z
lekiem na czas i Agata umarła. Prawdopodobnie wtedy ja będąc tak
samo w złym stanie dostałam lek po który pojechał mąż
Agaty. Oczywiście nie było pewne czy przeżyję do rana po podaniu
tego leku. Mój organizm jednak dzielnie walczył. Czasami
zadaje sobie to pytanie...Czy gdyby nie ten lek to czy nadal byłabym
tu gdzie jestem? Nie wiem tego. Nie wiem co dalej by ze mną było.
Wtedy po raz drugi otarłam się o granicę śmierci, oczywiście
nieświadomie. Bo kto mówiłby 12- latce o tym, że jest takie
prawdopodobieństwo, że może umrzeć. Ja nawet nie byłam świadoma
tego, że nowotwór może doprowadzić mój organizm do
zgonu. W mojej głowie nie mieściły się takie pojęcia. Byłam
święcie przekonana, że wyzdrowieje. Nigdy, nawet na moment nie
zwątpiłam w to, że może mnie tu nie być. Miałam w sobie dużo
siły do walki i determinacji. W końcu marzyłam o tym, żeby móc
spotkać się z rodziną, z przyjaciółmi, pójść na
bal gimnazjalny, mieć chłopaka. Chciałam normalnie żyć, bo tego
najbardziej mi brakowało. Miałam w głowie tyle planów na
przyszłość, które chciałam zrealizować będąc już
zdrową. To nie pozwalało mi myśleć o tym, że mogłoby być
zupełnie inaczej. W końcu po tylu przykrych incydentach nadszedł
ten czas kiedy miała odbyć się długo wyczekiwana operacja. Tylko
czy od razu wiedziałam, że amputują mi nogę? A może była
nadzieja na odroczenie tak drastycznego rozwiązania? Jak to było? O
tym już wkrótce...
Tak wyglądałam podczas leczenia:
Tak wyglądał sposób w jaki zagipsował mnie lekarz oraz widoczne jest to jak ten gips był za duży. Przepraszam za tak słabą jakość zdjęć ale miałam tylko takie. |
Tak wyglądały moje odleżyny:
Ten "lekarz" powinien odpowiadać przed sądem za to, że Cię porządnie nie poskładał... Kto wie jakby się potoczyły sprawy, gdyby od początku była porządna opieka...
OdpowiedzUsuńTeż czasami się nad tym zastanawiam ale tak widocznie miało być. Pomimo tego, cieszę się, że jestem w tym miejscu. 😊
Usuń